czwartek, 29 listopada 2012

What makes you feel happy?

Post jest, bo nie mam weny i ochoty uczyć się na czekający mnie przed świętami egzamin, zdecydowanie tematyka tego przedmiotu do mnie nie przemawia - nauki o polityce - to nie jest to czym się jak mówi młodzież :P (a może już nie mówi) jaram.
Z tymi "młodzieżowymi" tekstami to ewidentnie nie jestem na czasie, gdyż mój Tato(sic!) uświadomił mnie parę dni temu, że teraz to się już nie mówi "wyślę Ci maila", a "wyślę Ci lelka", lelka, czyli list elektroniczny:P.

Co tak naprawdę powoduje, że jesteśmy szczęśliwi? Odpowiedź nie wydaje się prosta, bo zależy to od każdego z Nas.
Według mnie, bycie szczęśliwym to życie w zgodzie ze sobą, swoimi pragnieniami i otaczanie się pięknymi ludźmi. Tak pięknymi, ale nie zewnętrznie. Chodzi o wnętrze człowieka, to co może Nam dać i wnieść do Naszego życia. Dlatego wydaje mi się, że jestem szczęśliwa, bo staram się żyć w zgodzie ze sobą i z tym co czuje, a przede wszystkim otaczają mnie wspaniali ludzie, dający mi siłę i wiarę w to co robię. Dziękuję!





WATERMELON

Tytuł posta nie ma nic wspólnego z tym co za chwile opisze. Po prostu musiałam dać upust mojej głowie po przerobieniu zadań z języka angielskiego. A te słówko wydaje mi się zachwycające.Ale do rzeczy.Choć w tym roku pogoda jest idealna, gdyby nie fakt że o godzinie 15 tej panują egipskie ciemność ( ale co pan zrobisz, jak pan nic nie zrobisz) temperatura jest jak najbardziej OK. Ale dla mnie nigdy nie będzie za ciepło pod dwoma kołdrami. Każdy po swym domu porusza się w jakimś obuwiu: laciach, kapciach,pantoflach albo laczkach. Takie obuwie zimową porą jest jak najbardziej wskazane. Jest to też fajny prezent na dzień Czerwonego Pana. Ja jestem  posiadaczką  owłosionych papuczków. Dla osób mających syndrom gorącej stopy, jak w przypadku Oli polecam coś odkrytego.Posiadanie takich laciów to już czysty lans.
Więcej możecie zobaczyć na http://www.bedroomathletics.com . 


Dla zmarzluchów.


  
Widzicie podobieństwo ? :)) Mój pies jest lekko zdezorientowany gdy je widzi. 


Syndrom gorącej stopy.




Na dzikusaa :)

 



środa, 28 listopada 2012

Chłopiec z gitarrrrrą

Tak wiemm, staje się to monotematyczne, ale muszę jeszcze napisać o koncercie MUSE.

Kasia pięknie opisała Wam zdolności Matta, te wokalne  jak i palczaste, czyli gitara i fortepian.
Mnie osobiście urzekł również Pan basista :) cudownie grający na gitarze i równie świetnie posługujący się harmonijką - Chrisss (w ogóle ma urodziny w ten sam dzień co ja:)) )

Dla mnie bardzo charyzmatyczny, przyciągający uwagę, jak już wybrzmią spod jego palców pierwsze dźwięki gitarrry to ciary przechodzą po całym ciele. A śpiewa też nieźle.




Mogę poprosić o takiego do domu???



wtorek, 27 listopada 2012

My Muse




Na początku chciałabym podkreślić, że nie jestem recenzentem i moja obszerna opinia będzie tylko, i wyłącznie opierać się na emocjach jakie doznałam podczas koncertu. Chciałabym podkreślić,że byłam w nastroju euforycznym jeszcze przed koncertem ( a jeszcze ci włosi :).
Ale zacznę od początku...
Pierwszy raz zobaczyłam, a przede wszystkim usłyszałam na festiwalu Open'er w 2007 r. Była chyba 2 w nocy, a ja stałam zmarznięta, zmoknięta i zmęczona ( nie pomogła nawet guarana :). Choć koncert był niesamowity był kolejnym z koncertów, a ja chciałam zwyczajnie iść spać. Natomiast koncert w Atlas Arenie wynagrodził mi żal jaki pozostał po tym wydarzeniu. Koncert rozpoczął się podobno punktualnie tego nie kontrolowałam :). Wcześniej wystąpił support który, największe okrzyki dostał tylko po tym jak powiedział że pozdrawia fanów Muse. Szału nie było...
Koncert Muse to istne show. Nie lubię słowa SHOW (niczym popularna gazeta), ale nie potrafię znaleźć lepszego odpowiednika. Koncert w każdym calu dopracowany do perfekcji. Po przeczytaniu pierwszych opinii zgadzam się z nimi w 100 % . Muse to zespół który wydaje płytę BO MUSI, lecz tak naprawdę ich żywioł to koncerty.Wokal jest identyczny miejscami lepszy niż na płycie, ale muzykaa tego nie da się opisać. Nagłośnienie w Atlas Arenie było cudowne słychać było każde brzdękniecie Matta o struny. Choć większość piosenek pochodziła z nowej płyty czułam się jakbym znała je od dawna. Przed rozpoczęcie piosenki Madness miałam ciarki na całym ciele, a z ust wydobywały się słowa które są popularnie uważane za wulgarne ( normalnie ich nie używam :). Ale naprawdę zabrakło mi słów... Matt uwodził na scenie swoim wokalem patrząc prosto w kamerę jednocześnie ściągając okulary, robił to imponująco. Choć nie uważam go za faceta godnego uwagi, po tej piosence zostawiłabym mu swój numer ( pewnie sama by go o to poprosiła :). Dla niego jedna czy druga Kate chyba jest bez znaczenia ważne żeby miał gitarę ( chyba to jego największa miłość). Dawno nie widziałam aby cała płyta była zawładnięta muzyką i tak dobrze się bawiła. Ojj długo by można pisać...
Podsumowując polecam koncerty Muse na żywo!!!
Wszystkie złe recenzje napisane przez specjalistów, i muzykologów są nie prawdą !!! Oni oglądali ten koncert On- line.



Madness.


Żadne zdjęcia nie odda klimatu koncertu. Mój aparat szczególnie nie odda tego klimatu...







 i my 13-latki :)))



poniedziałek, 26 listopada 2012

Miasto jest Nasze:)

Takim napisem jak tytuł nowego posta przywitał mnie w piątkowy poranek Tymbark, tak więc inaczej być nie mogło, jak tylko wspaniale!

PKP wita :)


Podróż rozpoczęłyśmy dosyć wcześnie, gdyż wyruszyłyśmy już o godzinie 05:50 z Dworca PKP w Gliwicach:) do Częstochowy, z której to następnie Nasza podróż skierowała się w stronę Koluszek:D, z których dzieliło Nas od Łodzi jedynie około 20 minut:).

  


Do Łodzi dotarłyśmy około godziny 11, prosto z dworca pojechałyśmy do hotelu, co oczywiście nie obyło się bez żadnych komplikacji:P. Musiałyśmy najpierw zdecydować, który z tramwajów wybrać.
Szczęśliwie docierając do bazy noclegowej.

Ulokowałyśmy bagaże i wyruszyłyśmy do łódzkiej Manufaktury. 

Po drodze spotkałyśmy nowych przyjaciół:)
Kot-Omen




Będę Go trzymać i ściskać i nazwę Go....


 

Sporo było też osobliwych napisów:))


Po małych zakupach i napełnieniu żołądków powróciłyśmy do hotelu, aby przygotować się na koncert i wyruszyć czym prędzej do Atlas Areny.



Koncert był świetny, ale o tym w innym poście, którego autorką będzie Kasia.

Trudy długich bezsennych godzin i koncertowego podekscytowania odsypiałyśmy tak:)



Ja chciałam jeszcze wspomnieć o kwestii kulinarnej Naszego wyjazdu. Z powodu tego, że nie było z Nami Magdy musiałyśmy stołować się na mieście:p
Gdzie mój Big Mac???

zdrowa sałatka:) Madzia byłaby dumna

Pomimo braku Madzi Nasze jedzenie nie było az tak mizerne i bezwartościowe, gdyzż dzielna:p Olaaa wydoiła automatyczną krowę i było mleczko na śniadanie:)
Gdzie ta krowa???

Udało się!!!! Będzie mleko na śniadanie:)
 
A na koniec artystyczne zdjęcie autorstwa Kasiii




czwartek, 22 listopada 2012

BIG STARS.

Jeszcze chwila, jeszcze moment i WYRUSZAMY :).
Kierunek : Łódź
Cel: Koncert Muse
Pełna pozytywnej energii czekam godziny 15- tej. Nie mogę się doczekać jutrzejszej podróży.
Po pierwsze z powodu dobrego koncertu.Po drugie uwielbiam wycieczki w nieznane z towarzyszką Olą. (szkoda, że Madzia Nam nie współtowarzyszy, ale rozumiemy rozumiemy BIG LOVE robi swoje :). A po trzecie można się w końcu wyrwać do innego miasta i poznać jego uroki. Nie będę poza raz kolejny opisywać cudownego zespołu Muse ( bo już to zrobiła Ola parę postów wcześniej ), ale wskaże sobie oraz Wam w co się ubrać na koncert. No tak, kto by pomyślał ( za moich czasów jakby to powiedziała moja mama ), żeby wyjście na koncert wiązało się z takim wyzwaniem. Ale spokojnie nie jestem hipsterem, a koncert to nie festival Open'er ani Coke, aby być wystylizowanym w każdym calu. Po prostu wskaże Wam jak ubrać się wygodnie i stosowanie do okazji :). Wskazane ubrania pochodzą z popularnych sieciówek natomiast ich zamienniki można znaleźć w każdym dobrze zaopatrzonym lumpeksie :).
W niedziele dodamy Nasze piękne fluorescencyjne koszulki oraz dzióbki :). I oczywiście zapomniałam dodać że tytuł wcale nie odnosi się do Muse :).








Jak będą na wyprzedaży nie kupujcie ich !!! Dajcie znać :)


Aby w stópki było ciepło :).







środa, 21 listopada 2012

Viajar por España

Widząc okropną pogodę za oknem, czyli zimno, ponuro i szaro chciałam Was przenieść do gorącej Hiszpanii.
Ciężko pracując przez cały rok i odkładając każdy grosz mogłyśmy się wybrać w wakacyjną podróż, która od dawna chodziła Nam po głowie. Pełne nadziei stawiłyśmy się na lotnisku i fruuuu:))
Były to dwa, najbardziej intensywne, tygodnie mojego życia:)) w każdym jego aspekcie:D
Podszkoliłam języki, i to nie tylko angielski:). Spełniłam jedno ze swych marzeń - znalazłam się na Camp Nou, czyli stadionie mej ukochanej Barcelony.

Odwiedzając Hiszpanię pamiętać trzeba, że jest ona różnorodna. Zachwyci Nas pięknem i różnorodnością krajobrazu. Składa się z 50 prowincji - od Galicji do wypalonej słońcem Sewilli.
Nasza wycieczka skierowana była na Katalonię, której stolicą jest Barcelona, czyli cudowne miasto, które przoduje we współczesnej architekturze, modzie, i nowoczesnych przedwsięzięciach.
Nasza bazą wypadową było Lloret de Mar - tak wiem, wiem - "Pamiętniki z wakacji". Nam niestety nie udało się ujrzeć polsatowskiej kamery i zostać gwiazdami telewizji :), ale nic straconego, można powiedzieć, że mamy swoje pamiętniki, które raczej nigdy w TV nie pokażą:PP.

Lloret de Mar

Coś dla fanów sportu - Camp Nou - FC Barcelona


Parc Guell

Parc Guell - część podmiejskich ogrodów, nad którymi Gaudi pracował w latach 1900-1914

Lloret nocą:)

Sagrada Familia - ukończona ma zostać w 2026r, czyli w setną rocznicę urodzin Gaudiego

Hard Rock Cafe

Beach in Lloret

Tossa de Mar

Na pewno tam wrócimy!!!

xoxo,
Olaaa:))

Translate